Dwa sztylety, wieża i smok. O alchemii przemiany osobowości.

Główna

Gdy kołowaliśmy naćpani po spacerniaku więzienia z moim kolegą z celi, Maksem, z jego ust padło zdanie, które wyryło mi się w pamięci: Czemu człowiek nie może się czuć tak dobrze przez cały czas? Wypowiedziane z żalem albo nawet pretensją w głosie. Pytanie to jest jednym z najstarszych i najbardziej doniosłych pytań ludzkiej egzystencji.

Byliśmy wystrzeleni ziołem albo jakimś dopalaczem – nie pamiętam już. Ludzie aby wnieść dopalacze do więzienia – w przeciwieństwie do klasycznych dragów nie wychodziły one na testach – wkładali je sobie w pracy na wolności do odbytnicy, aby przejść z nimi przez bramę więzienia. Ryzykowali w ten sposób, że nie wyjdą wcześniej za dobre sprawowanie, lecz będą musieli siedzieć „do dzwona”. A była to nie raz kwestia miesięcy lub nawet lat. Człowiek zrobi tak dużo, aby na chwilę poczuć się cholernie dobrze za darmo. Ponawiając pytanie Maksa – czemu nie możemy czuć się tak dobrze przez cały czas?

Skąd pochodzi potrzeba skucia, nakurwienia, zbombienia lub zgrzania?

Najnowsze odkrycia w zakresie tłumaczeń tekstów starożytnej greki pokazują, że człowiek już od najdalszej starożytności uwielbiał ćpańsko i znał się na nim dość dobrze – kobiety posiadały szeroką wiedzę ekstrahowania różnych substancji z roślin. Narkotyki i orgie były wdrukowane tak głęboko w społeczeństwo, że stanowiły one część ludzkiej religijności. Skąd ta potrzeba ucieczki od trzeźwości?

Człowiek nie jest gatunkiem zbytnio silnym i udatnym. Nasza na poły zwierzęca natura. połączona z bolesną samoświadomością istoty inteligentnej, z jednej strony daje nam margines wolności od autopilota instynktów, z drugiej strony na ogół tej wolności się boimy i nie mamy do niej instrukcji obsługi. I wcale nie jest ona łatwa w obsłudze, przypomina raczej niełatwą dyscyplinę sportową – utrzymanie się na fali realnej sprawczości i pilnowanie, by nie osunąć się w odmęty automatyzmów, impulsów i dogmatyzmów. Różnych na poły automatycznych nawyków, które w najlepszym razie uniemożliwiają nam osiągnięcie naszego prawdziwego potencjału, a w gorszym przypadku po prostu nam nie służą.

Co ciekawe to czy nasze impulsy, automatyzmy i dogmatyzmy nam służą czy nie, to czy zaprowadzają nas one na stanowisko dyrektora regionalnego czy w rynsztok społecznego marginesu również nie jest zależne od nas (w pewnym sensie) – dostajemy te wzorce na samym starcie od rodziców i środowiska.

Dysfunkcyjne algorytmy jako szansa na ponadprzeciętność

Jeżeli jesteś osobą która dostała pakiet wzorców – algorytmów półautomatycznego działania – które zaprowadziły ją w tą drugą stronę, w stronę rynsztoka (a przecież tego bloga dedykuję cholernym ćpunkom takim jak ja), to gratuluję i współczuję jednocześnie. Gratuluję, bo masz możliwość wybić się z owych wzorców i przeskoczyć pułap przeciętności w sposób cholernie spektakularny. Współczuję ponieważ nie będzie to droga usłana różami.

Masz możliwość wyjść z tych wzorców, ponieważ życie samo cię do tego przymusi. Jeżeli popatrzysz na biografię ludzi, którzy mieli spektakularne osiągnięcia w jakiejkolwiek dziedzinie, prawie zawsze mieli oni mniej lub bardziej przejebane dzieciństwo. Niełatwy start. Bardzo rzadko ich wejście w życie przypominało spokojną sielankę – typowy start wspomnianego wcześniej dyrektora regionalnego w korpo. I tu nie chodzi o samą klasę społeczną. Elon Musk nie pochodził co prawda z biedy, ale poczytaj o jego relacjach z ojcem... Niezły hardkor.

Ludzie którzy mieli trudny start, a co za tym idzie dostali pakiet dysfunkcyjnych ADI (automatyzmy, dogmatyzmy, impulsy), musieli je transcendować, musieli je przekroczyć i w ten sposób spotkać się z przekozakiem w samym sobie. Dlaczego? Ponieważ ich normalność była piekłem. Jeżeli jesteś cholernym ćpunkiem, Twoja normalność jest zbyt bolesna do zaakceptowania. Możesz: albo zaćpać się na śmierć, albo zrobić salto w tył i wylądować poza obszarem własnego, skostniałego i popsutego „ja”.

A zatem odpalaj szampana bo jesteś wybrańcem,

jednocześnie szykuj się powoli na wojnę,

której przeżycia nie mogę dać ci gwarancji.

Konfrontacja i samoobserwacja

Jakiego rodzaju narzędziownią dysponujesz (a może nawet jakim arsenałem) w swojej misji budowania nowej tożsamości i nowego życiorysu?

Twoja misja przedstawia się tak – jesteś już na buprenorfinie, trzeźwy, zdrowy i gotowy. Musisz zgładzić dwa smoki przy użyciu dwóch sztyletów. Jeden sztylet to konfrontacja ze swoimi słabościami, drugi sztylet to samoobserwacja, inaczej – obserwacja swoich wzorców zwanych słabościami. By pokonać schody wieży, będziesz musiał nie raz zgładzić potwory swoich ADI. Wchodzenie po tych schodach to nic innego, jak robienie tego, co powinieneś robić, żeby osiągnąć wyznaczone sobie cele, niezależnie od tego jak się w danym momencie czujesz – czy masz motywację, natchnienie, energię, czy kurwa ich aktualnie nie masz. Konfrontacja i obserwacja bardzo się w tym zadaniu przydadzą. Na szczycie wieży czeka księżniczka – symbol zwycięstwa i nagrody. Cipki zawsze popychały świat do przodu.

Konfrontacja to ekspozycja na swoje lęki. Ona rozpuszcza ich straszność. Pokazuje Tobie, że lęk jest przede wszystkim w Twojej głowie, a nie na zewnątrz. Że jego natura jest urojeniowa. To zaglądniecie do szafy i ujrzenie, że nie ma tam ducha.

Obserwacja swoich słabości działa również rozpuszczająco. Urojeniowe algorytmy bardzo nie lubią, gdy rzuca się na nie snop jaźni. Poczułeś że Twoja energetyka spadła? Że popsuł Ci się humor? Zrób stop klatkę. Co przed chwilą pomyślałeś? A może to kwestia jakiegoś zewnętrznego wyzwalacza?

Konfrontacja i obserwacja przez jakiś czas będą wywoływać w Tobie opór, będą trudne jak trzymanie diety i chodzenie na siłownię. Dopóki nie staną się Twoim nawykiem, dopóki nie staną się częścią Ciebie. Im wyżej na schodach jesteś, tym rzadziej będziesz musiał używać swoich sztyletów. Ponieważ robiąc rzeczy niezależnie od tego jak się czujesz, sprawia że nabierasz ogromnego szacunku i zaufania do siebie. Zaczynasz czuć, że masz ster w ręku i to bardzo wzmacnia Twoje poczucie własnej wartości. Zajebiście jest czuć, że już nie jesteś chorągiewką swoich impulsów, automatyzmów i dogmatyzmów.

Jesteśmy sterowani prostym mechanizmem dualizmu – uniknięcia bólu i uzyskania przyjemności. I to co skojarzymy z bólem oraz przyjemnością, determinuje naszą osobowość i nasze życie. „Uszkodzeni ludzie”, w tym narkomani, to ludzie którym owe kabelki zostały połączone w sposób, który nie służy ich rozwojowi, w sposób który jest regresywny, autoagresywny, ściągający w dół. I to nie jest absolutnie Twoja wina, bo to nie Ty miałeś na to wpływ. Podobnie jak nie jest żadną zasługą to, że przysłowiowy lekarz lub prawnik dostał na starcie kabelki połączone w sposób bardziej rozwojowy.

Zostań maszyną do osiągania określonych, śmiałych celów – to daje większy haj niż myślałeś

Ale to nie oznacza że nie masz możliwości przeprogramować siebie. Robienie rozwojowych rzeczy niezależnie od samopoczucia nie jest łatwe, ale jest bardzo ważną częścią tego procesu. Żeby przestać być wykolejeńcem, musisz postawić sobie jakieś ambitne życiowe cele przed sobą. Tak już jesteśmy skonstruowani, ludzie ekstremów – albo dno, albo spektakularne osiągnięcia. Nie dla nas jest bezpieczny środek i przeciętność.

Jednak żeby osiągać ambitne cele, musisz na nie zapracować. Dlatego z początku musisz działać nie tylko nie patrząc na to, czy „masz wenę” czy nie, musisz zrobić coś bardziej radykalnego – karmić się swoim bólem. Zrobię to właśnie dlatego, że czuję bolesny opór – tak musi brzmieć Twoja dewiza. Sprawia to, że Twoja świadomość zaczyna się odklejać od zwierzęcego mechanizmu ból-przyjemność, do którego zaprzęgnięte są różne nie uświadomione lęki, kompleksy, traumy itp. Zaczyna się alchemiczna przemiana, w której zaczynasz samoposiadać siebie; ufać sobie. Stajesz się autorem, który kreuje a nie tylko reaguje. Kabelki bardzo szybko same się przestawią, a Ty będziesz już znać mechanizm na przyszłość, gdyby pojawiła się taka potrzeba.

To właśnie dlatego z tej trójcy dyscyplin zajmujących się psychiką człowieka: psychologia, duchowość i coaching, ten ostatni jest tak skuteczny jeżeli chodzi o osiągnięcia. Ponieważ psychoterapia i duchowość kładą duży nacisk na obserwację, czasem też nie mniejszy na konfrontację, ale to właśnie coaching jest tym bodźcem, który mówi: No dawaj, działaj! Wchodź do góry! Aczkolwiek ja zalecam bardzo mocno używanie również dwóch poprzednich dyscyplin. Działaj na wszystkich frontach.

Gdy już uregulujesz sobie dietę, sen, trening fizyczny i umysłowy, gospodarkę hormonalną, życie emocjonalne i duchowe oraz – last but not least – karierę, odkryjesz, że przez sporą część czasu czujesz się jak młody Bóg i trudno Ci będzie uwierzyć, że musiałeś robić tak pokurwione rzeczy w przeszłości, aby to dobre samopoczucie uzyskać. I owszem, nie będziesz się czuć tak 'przez cały czas” i na pewno nie za darmo, ale odkryjesz, że droga do tego samopoczucia na trzeźwo była potężną wartością samą w sobie.